Strona główna arrow Czytelnia arrow Samo życie arrow Nieprzemijająca wartość wiary (1)
Musisz tego posłuchać
Strona główna
Aktualności
Skrzynka intencji
Forum Duchowej Pomocy
Nasze świadectwa
Czytelnia
Galeria Sola Fide
Polecane strony
Sola Gratia
Napisz do nas
Multimedia
Zaloguj Się Wyszukaj Jeśli chcesz taki serwis
Często czytane:
Gościmy
Aktualnie jest 1 gość online
Licznik odwiedzin
odwiedzających: 2203106
Nieprzemijająca wartość wiary (1) PDF Drukuj E-mail
  Wiara w istnienie albo nieistnienie Boga jest jednym z podstawowych wymiarów światopoglądu człowieka. Według szacunkowych danych, 17% światowej populacji to agnostycy, humaniści i ateiści.

Skąd ta pewność niektórych, że upływające wieki usamodzielniają człowieka tak, iż zbędna jest mu wiara? Ja wierzę w to, co podkreśla całe chrześcijaństwo: że bez wiary nie da się ani należycie żyć, ani umrzeć pogodzonym z życiem.

 

Ateizm w ostatniej chwili życia

 

 Pracowałem kiedyś z kilkoma zadeklarowanymi ateistami. Lubiliśmy się tak, jakbyśmy byli jedną rodziną. Gdy zmarł jeden z kolegów, postanowiliśmy pożegnać się ze zmarłym przed oficjalną uroczystością. Weszliśmy do kaplicy na dużym cmentarzu komunalnym. Na katafalku spoczywała trumna. Zdjęliśmy wieko trumny. Mój kolega podszedł i objął rękami głowę zmarłego. Bardzo się wzruszył. On naprawdę go bardzo lubił. Słyszałem, jak mówił: Tadeusz, żegnam cię. Żegnam cię, Tadeusz...”. Wiedziałem, że to pożegnanie jest autentyczne. Poruszyło mnie głęboko. Gdy wieko trumny położyliśmy z powrotem na swoje miejsce, wówczas mój kolega powiedział z wielką pasją: „Nie wierzę! Nie wierzę, że tak się to wszystko kończy. Nie wierzę, że tak marnie kończy się los człowieka!”.

W takich właśnie chwilach wiara unosi człowieka do Boga. Od Niego pochodzimy i w traumatycznych momentach w Jego stronę się zwracamy. Szczególnie wtedy, gdy cierpimy bądź widzimy cierpienie innych.

Rozumiałem w pełni mojego kolegę. Trzeba naprawdę heroicznej wiary, aby być konsekwentnym ateistą w obliczu śmierci, gdy w naturalny sposób rodzą się pytania: Skąd jesteśmy? Po co jesteśmy? Dokąd zdążamy?

Jako człowiek wierzący, nie wyobrażam sobie, jakbym się czuł, gdybym miał przeświadczenie o naszym osamotnieniu w martwym, niezamieszkałym przez nikogo wszechświecie. Nie wyobrażam sobie wiary w to, że jako ludzkość powstaliśmy przypadkowo, a indywidualne życie nie ma żadnego głębszego sensu. Nie wyobrażam sobie wiary, że śmierć jest finałem mojego jestestwa, a starość — zwierzęcym dogorywaniem. Czy nie byłbym podobny do umęczonego wędrowca, który mozolnie kroczy przed siebie, choć nie wie, skąd wyszedł, gdzie się właściwie znajduje i dokąd zdąża?

Wiara w istnienie Boga połączona z aktywną akceptacją systemu wartości, jaki On reprezentuje, tak ośmieszana i wyszydzana w niektórych kręgach, mnie osobiście jawi się jako jedyna rozumna alternatywa. Postawy zaś wynikające z niewiary są bardzo często nieracjonalne, a niektórym samo życie dopisuje komiczną puentę.

 Na początku lat 80. jeden z moich kolegów wrócił z wojskowego szkolenia obronnego. Głowę miał nabitą wiedzą i... strachem, który próbował rozładować humorem. Opowiedział nam o rakietach balistycznych w NATO, które można zaprogramować na dowolny cel w Polsce. Są praktycznie nie do zestrzelenia. Społeczeństwo poprzez alarm przeciwlotniczy może być co najwyżej poinformowane, że rakieta osiągnie cel rażenia za dwadzieścia pięć minut. W tym miejscu swej relacji roześmiał się wymuszonym śmiechem i nagle, rozbawiony jakąś nową myślą, dodał: „Gdy się dowiem, że taka rakieta leci, to od razu pojadę do domu. Wezmę miednicę z łazienki, otworzę barek i wszystkie trunki wymieszam razem: wina nie wina, koniaki nie koniaki, następnie zawołam sąsiada i będziemy mieli dwadzieścia minut ostatniej balangi”.

Czy dobrze się żyje z taką ostateczną perspektywą? Czy finał życia, który sprowadza się do wypicia miednicy alkoholu jest racjonalny? Myśl o nieubłaganie nadchodzącym wiecznym niebycie nie jest prawdopodobnie zbyt krzepiąca.

 

Stojąc obok Boga

 

Nie znam bardziej racjonalnej i lepszej opcji światopoglądowej niż wiara w Boga. Nie mam jednak na myśli politeistycznych, niechrześcijańskich religii. Gdyby nie okultystyczne praktyki mające miejsce w ich obszarze, religie te nie byłyby w stanie zdobyć jakiegokolwiek uznania i popularności.

Mam na myśli religię opartą na Piśmie Świętym Starego i Nowego Testamentu, posiadającą fenomen proroctwa — nie do wytłumaczenia w racjonalnych kategoriach. Tylko ignoranci mogą kwestionować jego realność. C.H. Cornill, znawca Starego Testamentu, stwierdził: „Historia całej ludzkości nie wytworzyła niczego takiego, co by choć w części mogło się równać z profetyzmem izraelskim”1. Kontynuację zjawiska izraelskiego profetyzmu spotykamy w księgach Nowego Testamentu, np. w kazaniach Jezusa Chrystusa2, w listach apostołów Pawła3 i Piotra4, w Księdze Apokalipsy. A. Naumczyk stwierdza: „Nie ma szczegółu w Biblii, który nie miałby odpowiednika w otaczającym ją świecie. Jedynie prorocy biblijni są czymś wyjątkowym, czego nie ma w świecie okolicznym. To jest prawda obiektywna (...) ona sprawia, że wiara tych, co wierzą, nie jest wiarą ślepą, ale rozumną, uznającą objawienie Boże. (...). W każdym wypadku musimy na nich [biblijnych proroków] patrzeć innymi oczyma aniżeli na derwiszów wschodnich, mantyków greckich lub wróżbiarzy rzymskich”. Stąd zafascynowanie niektórych znanych historyków i biblistów proroctwami, gdyż odnajdują w nich treści układające mozaikę rzeczywistości w sensowną całość5.

Wielkim świadectwem mówiącym o Stwórcy jest „księga” przyrody. W jak korzystnej sytuacji jest współczesny człowiek! Może sięgnąć do literatury opisującej świat spenetrowany mikroskopem biologa, który wnika w ludzką komórkę i wydobywa na światło mikroskopijne narządy oraz celowe procesy, słowem — doskonale zaprojektowane dzieło. Zawartość informacji genetycznej komórki przyrównuje się do wielości informacji mieszczących się w kilkudziesięciu tomach encyklopedii Britannica! Gdy uzmysłowimy sobie fakt, że w każdej ludzkiej komórce jest zapisany cały układ genetyczny człowieka, gdy obserwujemy, jak się zrasta ciało, jak krąży krew, jak funkcjonują wszystkie narządy, jak zbudowany jest człowiek na poziomie molekularnym, to wiedza ta doprowadza do wniosku, że zarówno świat, jak i człowiek jest efektem inteligentnego projektu. Istnieje zatem Konstruktor, którego my, chrześcijanie, nazywamy Bogiem. Jest tyle inteligencji i racjonalności w funkcjonowaniu świata, że mówienie o przypadku jest nieporozumieniem i bezsensem, gdyż z przypadku nic mądrego i złożonego się nie tworzy.

 

Niedostrzegalna presja autorytetów

 

Wysoce złożona rzeczywistość powinna nas kierować w stronę Boga. Ale jest to tylko pobożne życzenie. Psychologia udowodniła, że postrzeganie i rozumowanie człowieka może zostać tak zmanipulowane, że przysłowiowe czarne będzie białe, a białe będzie czarne. Nie mamy żadnych podstaw, aby sądzić, że tok rozumowania człowieka w zakresie rozpoznawania istnienia Boga podlega innym prawom. Dowiódł tego choćby słynny eksperyment S.E. Ascha. 

Eksperymentator współpracował z grupą osób, które wypowiadały w obecności badanych ludzi opinie niezgodne z rzeczywistością. Wszyscy głośno oceniali długość odcinków, które należało z sobą porównać. Badani wypowiadali swoje opinie zazwyczaj jako ostatni w grupie, która współpracując z eksperymentatorem, kłamała — wybrane osoby krótkie odcinki nazywały dłuższymi, a dłuższe krótszymi. Jedna trzecia badanych osób uległa presji grupy i wypowiadała sądy niezgodne z prawdą, ale zgodne z wprowadzającą ich w błąd oceną grupy. „Jeżeli osoby wywierające nacisk są postrzegane przez badanych jako bardzo kompetentne, cieszące się autorytetem, to stopień ulegania naciskowi grupy jest większy”6.

Dla dzieci, młodzieży i studentów nauczyciele i wykładowcy stanowią zazwyczaj grupę niekwestionowanych autorytetów w zakresie swojej profesji. Źródła historyczne czy też materiał badawczy rzadko podlegają bezpośredniej percepcji, są przeważnie podane i skomentowane przez prowadzącego zajęcia. Wtedy właśnie może nastąpić deformacja w zakresie postrzegania i wyciągania wniosków. Prześledźmy jeden przypadek kształtowania się postawy ateistycznej.

„Valerie Spadt była czwartoklasistką, kiedy przeczytała w domu książkę o ewolucji. »Spojrzałam na tę książkę i zadecydowałam: cóż, jeśli słonie wyewoluowały, tygrysy i lwy też, to logiczne jest, że człowiek mógł wyewoluować z jakiejś niższej formy« — rozpoczyna Valerie.

Wychowana jako luteranka, gdy była nastolatką, chodziła do kościoła, lecz jej wątpliwości wzrastały. Znalazła fragmenty Biblii, które lekceważyła i w które nie wierzyła. Gdy miała 24 lata, uczęszczała do college’u na zajęcia z anatomii.

»Podjęłam decyzję. Z Adamem i Ewą coś jest nie tak, a funkcjonowanie ludzkiego ciała to nie taki cud... Wtedy zaczęłam myśleć, że nie ma Boga, który gdzieś tam siedzi i spogląda na nas. Wtedy właśnie stało się to dla mnie bardzo jasne: Nie jesteśmy nieśmiertelnymi duszami. Umieramy. To wszystko«”7.

Zapoznając się z drogą Valerie od wiary do niewiary w Boga, koniecznie należy dostrzec przełomowy moment wpływu systemu edukacyjnego na sferę światopoglądową uczniów. Żenujący jest fakt, że podręczniki prezentują nieudokumentowaną teorię ewolucji jako sprawdzoną wiedzę naukową, a niekompetencję uczonych niefrasobliwie wykraczających poza swą domenę wykorzystuje się w szermierce ateistycznej8. Ubolewać należy, że w ramach światłych programów nauczania znajdują się chybione treści podbudowane autorytetem podręczników i obowiązkowych lektur szkolnych. Nawiązując do eksperymentu Ascha, należałoby stwierdzić, że niektóre podręczniki szkolne, pełniąc funkcję wiarygodnych źródeł, w pewnych zakresach nazywają fałsz prawdą.

 

Dysonans wiary i uczynków

 

W Biblii czytamy, że osoby, które się zetkną z Bogiem i Jego radami odnośnie życia, powinny postępować zgodnie z poznaniem i rady te wprowadzać w życie9. Wtedy taka wiara staje się wiarą żywą. Ale jeżeli temu poznaniu nie towarzyszą czyny, które są potwierdzeniem wiary, wówczas wiara zanika.

Aby uzmysłowić, w jaki sposób czyny oddziałują na światopogląd człowieka, przytoczę autentyczną historię opowiedzianą przez pewnego kaznodzieję. Spotkał on w swej pracy człowieka, który wprost rozkoszował się poznaniem Boga. Ale po pewnym czasie tenże człowiek zaczął nagle występować przeciwko Bogu, i to tak zdecydowanie i tak drwiąco, że zszokowało to kaznodzieję. A ponieważ był wówczas młodym duchownym, stawiającym pierwsze kroki w duszpasterstwie, poprosił tego ateizującego człowieka, który w dalszym ciągu był jego dobrym znajomym, aby go odwiózł na stację kolejową swoim motocyklem. Wsiadając, kaznodzieja powiedział mu: „Słuchaj, ja jestem młodym kaznodzieją i dopiero uczę się życia. Ponieważ niektórych spraw w ogóle nie pojmuję, dlatego w czasie tej podróży zadam ci jedno pytanie, a ty bądź uczciwy i odpowiedz mi zgodnie z prawdą. Kiwnij głową: tak albo nie”. Po kilku minutach jazdy kaznodzieja, pokonując odgłosy silnika, wykrzyczał: „Czy ty wróciłeś do swojego dawnego, grzesznego życia?”. Po chwili ten człowiek z ubolewaniem pokiwał twierdząco głową.

Coś w tym jest. Jeżeli uwierzysz w istnienie Boga, podejmiesz działania na rzecz innych, działania miłości, życzliwości, dobroci, i wprowadzisz w swoje życie zasadę: „wszystko więc, cobyście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie”10, twoja wiara w Boga będzie mocno ugruntowana. Jeżeli zaś przylgniesz do grzechów, które ukochasz, to po pewnym czasie zaczną narastać twoje problemy z wiarą w Boga.

Istnieją opracowania, które ewidentnie wskazują, że przyjęcie koncepcji darwinistycznej rzutuje na styl życia. Również wybór określonego stylu życia wymaga doboru odpowiednich koncepcji światopoglądowych. I możemy wiarę zarzucić albo ku wierze lgnąć.

 

Koktajl niestrawnych informacji

 

Sądzę, że ateistyczne postawy mogą się również rodzić z powodu wyselekcjonowanych z otaczającej nas rzeczywistości negatywnych obrazów. Jeżeli codziennie oglądasz pełne okrucieństwa sceny, mogą one zachwiać granicę twego wewnętrznego pokoju i równowagi. W bezradności możesz wykrzyczeć słowa: Gdzie jest Bóg? Wiara w dobro nie ma sensu!

Gdy napatrzysz się na świat zdrady, wyrafinowanej podłości i bezsensu, to na pewno doznasz zdeformowania własnego wyobrażenia świata, a ten zdeformowany obraz rzeczywistości zacznie kształtować także ciebie. Dlatego tak ważne jest zwracanie się w stronę dobra. Wokół nas żyje nadal mnóstwo normalnych ludzi, jest wiele pięknych przyjaźni, aktów miłości i dobroci. Warto promować informacje i obraz tej lepszej części świata. Szkoda, że tak rzadko robią to media. W pogoni za sensacją zapominają, niestety, o swym edukacyjnym charakterze. Wtedy gdy ludzie przyjaźnie z sobą rozmawiają i pokojowo rozwiązują swoje konflikty, dziennikarze oznajmiają, że nie ma co filmować. Gdyby ludzie się bili, byłaby to dobra migawka, nadająca się do umieszczenia w wiadomościach. Tak właśnie wygląda mechanizm deformowania obrazu tego świata. Wydaje się, że dla współczesnego człowieka olbrzymim zagrożeniem jest odbieranie spreparowanych i wyselekcjonowanych informacji i przekazów, które pokazują skrajne zło, skrajną niemoralność tego świata.

 

Halo...? Halo!

 

Czytałem kiedyś historię, która mną wstrząsnęła. Ulewne deszcze wypełniły potężny, górujący nad okolicą krater wulkanu. Napierająca woda wyłamała ścianę olbrzymiego zbiornika i tysiące metrów sześciennych gęstej, błotnistej wody zalały pobliskie okolice. Zalana też została wioska, z której mieszkańcy nie zdążyli się ewakuować. Mała dziewczynka ogarnięta tą błotnistą topielą powiedziała do stojącego obok niej ojca: „Jeżeli mnie, tatusiu, zostawisz, to znaczy, że mnie nie kochasz”. I ojciec podjął nadludzkie wysiłki, żeby swoje dziecko wyciągnąć z tego błota.

Jestem pewien, że Bóg jest wielce miłosierny i możemy w każdej chwili zwrócić się do Niego z naszymi problemami. Nie sugerujmy Mu naszych rozwiązań. Najodpowiedniejszą modlitwą jest ta: „Bądź wola Twoja”11. Wierzę, że On opiekuje się naszym życiem, jeżeli jesteśmy spolegliwi i trwamy przy Nim. W Piśmie Świętym jest zapis, w którym Jezus Chrystus mówi o tym, że przebaczy nawet bluźniercy. Bóg jest tak kochany, tak dobry, że wyciąga rękę do każdego człowieka, w każdej potrzebie. Nieraz nam się wydaje, że nasz głos jest daremny, że wypowiadamy słowa w pustkę. Ale tak nie jest, On słyszy nasze słowa.

Wierzę, że przy naszym aktywnym zaangażowaniu w to, o co prosimy, Bóg wyznacza czas i miejsce spełnienia modlitwy. Ale osoba, która składa swój los w ręce Boga, musi liczyć się z tym, że w jej życiu mogą mieć miejsce naprawdę dziwne i zaskakujące zdarzenia. Nieraz wyleje morze łez, nie pojmując zamierzeń Bożych, nie pojmując końca dzieła Bożego.

Chrześcijanin w pełni świadomy swego posłannictwa jest żołnierzem Jezusa Chrystusa. Nie musimy wszystkiego dokładnie rozumieć. Ale powinniśmy znać generalne cele, rozumieć, o co jest toczona walka, i robić wszystko, aby te cele realizować w naszym „maleńkim” życiu.

Apostoł Paweł przyrównał wiarę do ochraniającego nas pancerza12. Człowiek powinien zdać sobie sprawę z tego, że jeżeli przegra walkę na poziomie własnego umysłu, to straci życie. Wieczne życie. (Cdn.)

 

Zdzisław Ples

 

1 Cyt. za: Z. Łyko, Nauki Pisma Świętego, ChIW „Znaki Czasu”, Warszawa 1974, s. 411. 2 Mt 24,1-39. 3 I Tes 4,13-18; II Tes 2,1-10. 4 II P 3,1-10. 5 Por. E. Bereta, Pan Apokalipsy; K. Bulli, Księga Daniela; A. Bullón, Trzecie tysiąclecie; S. Dąbrowski, Odnowa postaw duchowych i etycznych; J. Dunkel, Apokalipsa; A. Godek, Apokalipsa; B. Koziróg, Tajemnice i proroctwa Pisma Świętego; Z. Łyko, Nauki Pisma Świętego; A.J. Palla, Apokalipsa; W. Polok, Daniel a współczesność; E.G. White, Wielki bój. 6 S. Mika, „Społeczne podstawy zachowania”, w: T. Tomaszewski (red.), Psychologia, Warszawa 1977, s. 159. 7 K. Ham, „Dlaczego niektóre kościoły produkują ateistów”, w: Na początku, nr 2 (54), luty 1995. 8 Znakomity pisarz i eseista, popularyzator wiedzy o antyku, Jan Parandowski (1895-1978), wysunął w swej powieści Niebo w płomieniach (1933) zarzut nieznajomości geografii przez Ducha Świętego — czuwając nad wędrówką Chrystusa i apostołów pomiędzy Galileą a Judeą, prowadzi ich takim kołem, że śmiech to wzbudza, bo wiadomo, że ludzie chodzą najkrótszą trasą”. U biblisty raczej śmiech wzbudza nieznajomość stosunków żydowsko-samarytańskich. Nabrzmiewające animozje w okresie wędrówek świątecznych wymuszały omijanie łukiem Samarii przez pielgrzymów zdążających z Galilei do Jerozolimy (zob. Łk 9,51-55). 9 I Tm 3,9. 10 Mt 7,12. 11 Mt 6,10. 12 I Tes. 5,8.
Nowości
Pomyśl, że...
pabianice 026.jpg
    Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede mną - Iz 49,16
Sonda
Jak często otrzymujesz odpowiedź na swoje modlitwy?
  
Czy Bóg jest drobiazgowy w oczekiwaniach wobec człowieka?
  
Webdesign Go3.pl