Strona główna arrow Czytelnia arrow Samo życie arrow Zimna sierpniowa noc
Musisz tego posłuchać
Strona główna
Aktualności
Skrzynka intencji
Forum Duchowej Pomocy
Nasze świadectwa
Czytelnia
Galeria Sola Fide
Polecane strony
Sola Gratia
Napisz do nas
Multimedia
Zaloguj Się Wyszukaj Jeśli chcesz taki serwis
Często czytane:
Gościmy
Aktualnie jest 2 gości online
Licznik odwiedzin
odwiedzających: 2203192
Zimna sierpniowa noc PDF Drukuj E-mail

To była typowa sierpniowa noc w Sao Paulo - deszczowa, zimna i mglista. Jednak smutek Juliano nie miał nic wspólnego z pogodą. Powodem jego cierpienia było jego życie, jeśli tę egzystencję można było nazwać życiem.

Juliano właśnie pobił swoją żonę - kolejny raz. Ostatnio działo się to coraz częściej i coraz bardziej wpędzało go w rozpacz. Juliano kochał swoją żonę, choć ona już dawno przestała w to wierzyć.

 

Zawsze ją kochał, od pierwszego dnia, kiedy zobaczył ją na meczu siatkówki. Juliano był wtedy młodym, dwudziestopięcioletnim inżynierem pełnym ambicji, marzeń i planów. Laura była piękną siatkarką w juniorskiej drużynie znanego brazylijskiego klubu sportowego. Pobrali się po niespełna roku.

Przez pierwszych dziesięć lat ich małżeństwa życie układało im się wspaniale. Juliano otrzymał świetną ofertę pracy w Europie i przyjął ją. Laura bez zastanowienia rzuciła karierę sportową, by wyjechać wraz z mężem. Dwa lata później urodził im się syn, a rok później śliczna córeczka.

Po kilku latach wrócili do kraju. Tam Juliano pracował dla firmy, która zatrudniła go w Europie, a Laura zajmowała się prowadzeniem domu. Mieli sporo pieniędzy i mieszkali w ładnym apartamencie w jednej z najdroższych dzielnic miasta. Bywali w wyższych sferach, zapisali dzieci do najlepszej szkoły i byli dumni z ich postępów w nauce. Jednak ten, kto zobaczyłby Juliano tamtego sierpniowego wieczora, idącego ulicą ze zwieszoną głową i rękami w kieszeniach płaszcza, nigdy nie powiedziałby, że ten człowiek powinien mieć wszelkie powody, by być szczęśliwym.

Gdy Juliano tak szedł bez celu przed siebie, przypominał sobie sceny przemocy, jakie urządzał w przeszłości. Szczerze uważał się za najgorszego z ludzi. Płakał i pochylał nisko twarz, by ukryć łzy przed wzrokiem przechodniów. Płakał nie mogąc znieść bólu, jaki odczuwał z powodu pustki w swoim życiu. Płakał z powodu absurdalności swojego brutalnego zachowania wobec kobiety, którą kochał. Płakał wiedząc, jak jego wpływ niszczy moralnie jego dzieci. Płakał z bezsilności wobec swojego upokarzającego uzależnienia od alkoholu, mimo iż wciąż nie chciał się przyznać nawet sam przed sobą, że jest alkoholikiem.

Juliano tłumaczył sobie, że po prostu lubi pić. Prawda była jednak taka, że pił nałogowo, codziennie. Nie mógł wytrzymać bez alkoholu. Gdy był zupełnie trzeźwy, czuł się niepewny, bojaźliwy, niezdecydowany. Gdy pił, wszystko się zmieniało. Wyobrażał sobie, że jest panem życia i... stawał się agresywny.

Tego wieczora zaprosił Laurę na kolację w jej ulubionej restauracji. Gdy przygotowała się do wyjścia i wyglądała naprawdę pięknie w swojej obcisłej czarnej sukience, okazało się, że Juliano zdążył już wypić kilka drinków. Wiedząc, że z kolacji nici, Laura załamana usiadła obok niego na kanapie i powiedziała:

- Znowu to samo? Czy to się kiedyś skończy? Czy nie mogłeś mi chociaż powiedzieć, że nie masz zamiaru iść? Po co się malowałam i przebierałam?

To wystarczyło. Juliano wpadł we wściekłość i znowu nie potrafił nad sobą zapanować. Gdy Laura uciekła i zamknęła się w swoim pokoju, chwycił płaszcz i wyszedł z domu.

Idąc ulicą myślał o córce, której nie widział od kilku miesięcy. Gdy w wieku siedemnastu lat zaszła w ciążę, wyrzucił ją z domu. Teraz, choć nie potrafił się do tego przyznać, czuł się winny. Co z niego za ojciec? Serce nakazywało mu odszukać córkę i sprowadzić ją do domu, ale duma była ponad to - moralizatorska i surowa.

Syn Juliano całkowicie zatracił się w narkotykach. Juliano próbował wszystkiego, co tylko przyszło mu do głowy, by uratować chłopaka ze szponów straszliwego uzależnienia. Stanowczo choć z miłością próbował mu przemówić do rozumu. Karał go. Płacił krocie najlepszym specjalistom, by go wyleczyli. Nic nie pomogło. Swoją frustrację Juliano topił w alkoholu. Za swoje porażki i klęski zaczął winić własne dzieci, jakby nie pamiętał, że zaczął pić, gdy były jeszcze małe. W głębi ducha wiedział, że to, iż doprowadził się do takiego stanu, nie było ich winą.

Co człowiek może zrobić w takiej sytuacji? Dokąd ma się zwrócić po pomoc? Juliano czuł, że znalazł się w labiryncie bez wyjścia. Zdawało mu się, że spada w jakąś przepaść, z której nie sposób się wydostać.

Co gorsza, Juliano był racjonalistą. Nie uważał się za ateistę - wierzył w istnienie Boga. Jednak był przekonany, że Bóg jest jedynie swego rodzaju siłą i niczym więcej. Nie mógł pojąć, jak Bóg mógłby być osobową istotą zainteresowaną losami ludzi i zdolną ingerować w ich życie. Środowisko na uniwersytecie, a potem także w pracy w Europie zupełnie odebrało mu zdolność wierzenia w sprawy duchowe. Wierzył więc jedynie w to, co można zobaczyć i dotknąć. Był pragmatystą. Ten pragmatyzm pomagał mu w sprawach zawodowych, ale nie pozostawiał miejsca dla Boga. Juliano był pewien, że sukces, zamożność i status społeczny osiągnął o własnych siłach, bez pomocy Boga.

Czasami, gdy Juliano był sam, przyznawał się przed sobą, że jest pustym człowiekiem, i zadawał sobie pytanie, co dobrego dały mu wszystkie życiowe osiągnięcia, skoro nie przyniosły mu szczęścia? Zastanawiał się, czym w ogóle jest szczęście. Nie potrafił go zdefiniować, choć był pewny, że nie czuł się szczęśliwy w ciągu ostatnich kilku lat. Czuł raczej, że poniósł klęskę jako mąż i ojciec. Skoro nie potrafił dać szczęścia tym, których kochał, to czy warto było dalej żyć?

Takie myśli często przychodziły mu do głowy. Za każdym razem, gdy to się działo, kręcił przecząco głową i udawał, że wszystko jest w porządku.

Widok ludzi przechodzących przez ulicę i wchodzących do sali konferencyjnej wyrwał Juliano z zamyślenia. Zapytał jakiegoś przechodnia, co się tam dzieje.

- Odbywają się tu spotkania ewangelizacyjne. Bardzo inspirujący kaznodzieja - odpowiedział mężczyzna i poszedł w kierunku wejścia do sali.

Kaznodzieja? Juliano słyszał wcześniej o tego rodzaju spotkaniach ewangelizacyjnych, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, by wybrać się na jedno z nich. Był pewien, że tacy zapaleni kaznodzieje to zwodziciele żerujący na emocjonalnej naiwności ludzi. Jednak tego wieczora Juliano nie miał nic do roboty poza włóczeniem się po ulicach w padającym deszczu, aby choć na chwilę zapomnieć o tym, co zrobił żonie. Poza tym poczuł zaciekawienie. Co takiego mówią ci kaznodzieje? Musi być jakiś powód, dla którego tysiące ludzi przybywają na te spotkania. Postanowił to sprawdzić.

Juliano znalazł miejsce w jednym z wyższych rzędów na wprost sceny. Na podwyższeniu ustawiono duże głośniki i system oświetlenia jak na koncertach. Łagodna instrumentalna muzyka mieszała się z hałasem ludzi napełniających salę i zajmujących miejsca.

W ciągu kilku minut sala była pełna, a na scenę wyszła grupa muzyczna. Juliano starał się zignorować muzykę. Nie zamierzał poddać się żadnej emocjonalnej manipulacji przy pomocy takich chwytających za serce piosenek. Zamierzał uczestniczyć w całym wydarzeniu jedynie jako krytyczny obserwator, zamierzając odkryć, w jaki sposób kaznodzieje manipulują umysłami swoich słuchaczy.

Jednak gdy grupa zaczęła śpiewać, słowa pieśni zwróciły jego uwagę. Mówiły o przebaczeniu, miłości i szansie na nowe życie. Słowa i muzyka poruszyły serce Juliano. Ale nie zapomniał, że jest racjonalistą. Nie mógł sobie pozwolić na luksus słuchania swego serca.

Po półgodzinnym występie grupy muzycznej na scenę wszedł kaznodzieja i przeczytał fragment z Biblii - z trzeciego rozdziału Ewangelii Jana. Fragment mówił o człowieku imieniem Nikodem, który w nocy przyszedł do Pana Jezusa. Epizod wzbudził zainteresowanie Juliano.

Nikodem był bogatym człowiekiem i zajmował wysoką pozycję w społeczeństwie. Miał za sobą udaną karierę zawodową i był podziwiany przez wszystkich, którzy go znali. Jednak Nikodem cierpiał na bezsenność. Nocami przewracał się z boku na bok i bezskutecznie próbował uciszyć niespokojne myśli. Od dawna czuł, że jego życie jest puste, ale nie wiedział dlaczego. Nie robił nic złego - nie kradł, nie cudzołożył, nie zabijał - a jednak nie był szczęśliwy. Nie mógł pojąć, czego mu brakuje. Dlaczego tak się czuje, jakby jakiś głęboko schowany lęk odbierał mu wewnętrzny spokój?

Właśnie jednej z takich bezsennych nocy Nikodem wstał i poszedł do Jezusa. Wychodząc z domu zamierzał udać się do Nauczyciela, upaść do Jego stóp i błagać o ratunek: „Panie, pomóż mi, jestem taki zagubiony”. Ale jak miał to zrobić? Był przecież jednym z religijnych przywódców narodu żydowskiego. To od takich jak on rabinów oczekiwano pomocy. Byłoby więc rzeczą niebywałą, gdyby on, nauczyciel Izraela, prosił o pomoc wędrownego kaznodzieję z Galilei. Tak więc duma Nikodema stłumiła odruch jego serca, a gdy przyszedł do Jezusa, powiedział: „Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako nauczyciel; nikt bowiem takich cudów czynić by nie mógł, jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg z nim nie był” (J 3,2).

Jezus wiedział, że Nikodem usiłuje udawać, że wszystko jest z nim w porządku. Wiedział, że ten dumny nauczyciel sam sobie jest w stanie wmówić, że nie potrzebuje od nikogo pomocy. Ale Jezus wiedział też, że za tą fasadą człowieka sukcesu jest biedny, nieszczęśliwy, przegrany człowiek, który nie radzi sobie ze swoim życiem. Tak więc Jezus przeszedł od razu do sedna. Powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (J 3,3).

Jezus mówił o nowonarodzeniu, nowym początku, czystej karcie nowej historii życia. Tego właśnie potrzebował Juliano. Gdyby mógł wymazać historię, którą napisał do tej pory, wiele rzeczy zrobiłby inaczej.

Pomimo licznej widowni w wielkiej sali panowała niemal całkowita cisza. Tysiące ludzi wsłuchiwały się w każde słowo poszukując odpowiedzi na swoją duchową niepewność. Przesłanie zainteresowało także Juliano. Uważnie słuchał tego, co mówił kaznodzieja.

 

* * *

 

Dlaczego konieczne jest nowonarodzenie? Jakiego rodzaju jest to doświadczenie? Kaznodzieja przeczytał fragment z Księgi Izajasza: „Cała głowa chora i całe serce słabe. Od stóp do głów nic na nim zdrowego: tylko guzy i sińce, i świeże rany” (Iz 1,5-6).

Gdy gangrena zaczyna zżerać ramię czy nogę, kończyna musi zostać usunięta, zanim choroba zaatakuje całe ciało. Izajasz zaś opisał stan, w którym całe ciało jest już zaatakowane przez gangrenę. Nie ma co usunąć - całe ciało gnije. Nie ma lekarstwa na taką chorobę. W takim stanie człowiek jest skazany na śmierć. Apostoł Paweł napisał: „Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz 3,23). Miał na myśli to, że ludzie rodzą się ze skłonnością do grzechu. Podobnie Dawid oświadczył: „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja” (Ps 51,7). Paweł stwierdził następnie, jaki jest skutek tego stanu człowieka. Napisał: „Zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23).

To, co Juliano usłyszał, zburzyło jego życiową filozofię. Zawsze uważał się za dobrego człowieka o godnej uznania moralności - uczciwego, punktualnego i wiarygodnego. Kaznodzieja odebrał mu to poczucie samozadowolenia. Stwierdził, że ludzie są z natury źli. Mogą uzyskać pewne moralne wartości dzięki edukacji i kulturalnemu ukształtowaniu, ale ludzka natura jest wadliwa i skłonna do zła. To znaczy, że ludzie nie są w stanie o własnych siłach zrozumieć spraw duchowych. Dlatego apostoł Paweł stwierdził, że ludzie z natury „postępują w próżności umysłu swego, mający przyćmiony umysł i dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która jest w nich, przez zatwardziałość serca ich” (Ef 4,17-18).

„Dalecy od życia Bożego”. Co za zdumiewające wyrażenie! Czy to znaczy, że istnieje innego rodzaju życie, o jakim nie wie nieodrodzony człowiek? Właśnie tak. Jezus powiedział: „Ja przyszedłem, aby miały życie i obfitowały” (J 10,10).

Czym jest to życie i obfitowanie, o których mówił Jezus? Juliano czuł się nieszczęśliwy, pusty, beznadziejny. Kochał swoją rodzinę, a mimo to ją niszczył. Co to za życie, skoro nie mógł sobie poradzić nawet ze swoją bezsennością? Ostatnio czuł się jak żywy trup - z zewnątrz wyglądał jak żywy człowiek, ale wewnątrz czuł się martwy. Kaznodzieja przeczytał z naciskiem kolejny fragment z Biblii: „Nas, którzy umarliśmy przez upadki, [Bóg] ożywił wraz z Chrystusem” (Ef 2,5).

Juliano czuł, jak jego krytyczna postawa zmienia się w coraz głębsze zaciekawienie. Wtedy kaznodzieja powiedział:

- Chciałbym, żebyście zapamiętali to, co wam teraz powiem. Wasze życie jest w rozkładzie, nawet jeśli nie chcecie się do tego przyznać. Gdzie się podziały wasze marzenia? Co zrobiliście ze wspaniałą rodziną, którą Bóg wam dał? Zniszczyliście wszystko, co było dla was najcenniejsze. Staliście się pustymi, beznadziejnymi ludźmi. Staliście się więźniami alkoholu i nie macie siły, by pokonać nałóg.

Juliano zadrżał. Wydało mu się, jakby kaznodzieja publicznie odkrywał najczarniejsze strony jego życia. W duchu buntował się. „Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać!” - pomyślał, po czym wstał i zaczął się kierować do wyjścia.

Wychodząc słyszał, jak kaznodzieja mówił:

- Ale Bóg was miłuje. Jesteście dla Niego najcenniejsi. On miłuje was bardziej, niż możecie to sobie wyobrazić! Nie zrobiliście nic, by na to zasłużyć, a On i tak was miłuje. Możecie nawet zatkać uszy i wyjść, ale nie możecie zrobić nic, by Bóg przestał was miłować.

Juliano próbował uciec. Biegł jak szalony. Ale ostatnie słowa, które usłyszał, wciąż brzmiały w jego uszach: „Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli postępować przewrotnie?” (Jr 13,23 Biblia Tysiąclecia).

To była prawda, choć nie chciał się z tym pogodzić. Wiedział, że jest dumny, arogancki. Wiele razy próbował się zmienić, ale wszystkie jego wysiłki spełzały na niczym. Nie mógł nic zrobić, by zmienić swoją sytuację.

Biblia ma rację. Musimy się narodzić na nowo. Jezus powiedział Nikodemowi: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest” (J 3,6). Jezus mówił o duchowych narodzinach. Mówił o nowym umyśle i sercu, nowych motywacjach, nowym kierunku życia. To nowonarodzenie jest nazywane także nawróceniem. Jest ono czymś więcej niż poprawieniem dotychczasowego sposobu życia. Jest znalezieniem zupełnie nowego sposobu - zawróceniem o sto osiemdziesiąt stopni.

W jaki sposób następuje to nowonarodzenie? Skoro fizyczne narodziny są cudem, duchowe narodziny muszą być jeszcze większym cudem. Jednak są one zupełnie realnym doświadczeniem. Następują wtedy, gdy człowiek zmęczony zmaganiami uznaje swoją bezradność i woła z całego serca i ze wszystkich sił o pomoc do Boga.

Bóg potrzebuje tylko chwili, by wszczepić nową naturę w serce człowieka. Jednak gdy ludzie stawiają opór, dokonanie nowonarodzenia może potrwać jakiś czas. Potrzeba także czasu, by człowiek przywykł do tej nowej natury. W teologii proces ten nazywa się uświęceniem. Jednak nowonarodzenie następuje natychmiast. Dla niektórych może to być dramatyczne przeżycie. Dla innych - niemal niezauważalne. Ale jego rezultaty są wyraźne. Pojawiają się w sercu pełnym pokoju płynącego z Bożego przebaczenia.

 

* * *

 

Gdy Juliano wyszedł z sali w ten zimny sierpniowy wieczór, zaczął biec. Każdy, kto go wtedy widział, mógłby przypuszczać, że ktoś go goni. Ale on uciekał - a przynajmniej tak mu się wydawało - przed Duchem Świętym. Chciał zapomnieć to, co usłyszał, ale słowa ścigały go. Wydawało mu się, że rozsadzą mu głowę. Najgłębiej zapadło mu w pamięć zapewnienie kaznodziei: „Bóg was miłuje. Jesteście dla Niego najcenniejsi. (...) Nie zrobiliście nic, by na to zasłużyć, a On i tak was miłuje. Możecie nawet zatkać uszy i wyjść, ale nie możecie zrobić nic, by Bóg przestał was miłować”.

Gdy Juliano musiał się zatrzymać na czerwonym świetle na przejściu dla pieszych, spojrzał w niebo. Chmury i mgła przesłaniały gwiazdy. Padała zimna mżawka. Boże! - zawołał w głębi ducha. - Ten człowiek twierdzi, że mnie kochasz. Jak to możliwe? Popatrz na mnie. Jestem nic nie wart. Moje życie to zupełna porażka. Żaden ze mnie mąż i ojciec. Jak możesz mnie kochać?

Wtedy w głębi serca usłyszał słowa wypowiedziane przez niesłyszalny Głos: „Synu, nie pytaj, jak mogę cię kochać. Po prostu w to uwierz”.

Stojąc tak na skrzyżowaniu, przed przejściem dla pieszych, Juliano rozpłakał się. Zaczął opowiadać Bogu historię swojego życia. Otworzył przed Nim serce i zaczął prosić o pomoc. Bóg uczynił cud. Juliano narodził się na nowo.

Po tym cudownym nowonarodzeniu szedł długo przez miasto i mówił do Boga. Wczesnym rankiem wrócił do domu i wszedł do łazienki. Laura nie spała, ale udawała, że śpi.

Juliano wziął prysznic i położył się. Zanim zasnął, zrobił coś, czego nie robił od wielu lat. Ucałował żonę w czoło. Gdy zasnął, Laura rozpłakała się.

Rankiem Laura zastała Juliano wylewającego alkohol z butelek do zlewu.

- Czyś ty oszalał? - wykrzyknęła.

Juliano spojrzał na nią, a Laura ujrzała jego wyraz twarzy, jaki zapamiętała sprzed wielu lat, gdy po meczu wręczył jej wielki bukiet róż.

- Przebacz mi - powiedział głosem pełnym miłości i skruchy. - Przebacz mi krzywdy, które wyrządziłem ci przez te wszystkie lata. Przebacz mi ból, jaki ci zadałem przez moją brutalność i obojętność.

Laura nigdy wcześniej nie widziała swego męża tak skruszonego. Wiele myśli przebiegło jej przez głowę. Co mu się stało? Skąd ta nagła zmiana? Co on knuje?

Juliano mówił dalej błagalnym tonem:

- Czy dasz mi jeszcze jedną szansę?

- Co się z tobą dzieje? - zapytała patrząc na niego badawczo.

- Niby nic, ale tak naprawdę wszystko. Urodziłem się na nowo. Jestem nowym człowiekiem.

- Co masz na myśli? Jakim „nowym człowiekiem”? Wyjaśnij mi to. Dziwnie się zachowujesz i bardzo mnie to niepokoi.

Laura nie wiedziała, co myśleć. Albo rzeczywiście stało się coś niezwykłego, albo Juliano przywdział maskę dobroci, by coś ukryć.

- Czy wierzysz, że Bóg mnie kocha? - zapytał.

Jego pytanie zupełnie ją zaskoczyło.

- Oczywiście! To znaczy, myślę, że tak - odpowiedziała.

- Nie myśl. Bądź pewna, że tak! Bóg mnie kocha!

- Ale... co to ma wspólnego z twoim dziwnym zachowaniem?

- Nie rozumiesz? Urodziłem się na nowo. Ten człowiek, który cię krzywdził, już nie żyje. Jestem nowym człowiekiem!

Laura czuła się zmieszana. Nic z tego nie rozumiała. Ale uznała, że cokolwiek stało się z jej mężem, było to dobre. To nie był ten sam Juliano, który pobił ją w pijackiej furii wczorajszego wieczora.

Juliano opowiedział Laurze, co się stało. Długo rozmawiali o swoim życiu i o dzieciach. Potem Juliano trzymał żonę w ramionach, a ona obiecała, że dzisiaj pójdzie wraz z nim na wykład.

 

* * *

 

Ponad dwadzieścia lat po tamtym zimnym sierpniowym wieczorze jadłem obiad z grupą przyjaciół, gdy piękna kobieta i przystojny mężczyzna podeszli do nas. Ich twarze jaśniały szczęściem.

Mężczyzna uściskał mnie i powiedział:

- Dziękuję za twoje przesłanie tamtego wieczora. Dziękuję, że przyprowadziłeś mnie do Jezusa.

Był szczęśliwym człowiekiem. Jego syn także przyjął Jezusa i został wyzwolony z nałogu narkomanii. Odszukał też swoją córkę i sprowadził ją do domu. Tak jest, gdy jesteśmy z Jezusem. Dlatego Biblia mówi: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17).

Tak, to był Juliano - człowiek przemieniony przez cudowną łaskę Chrystusa.

 

Świadectwo pochodzi z książki A.Bullon, Gdy życie nabiera sensu, Nowe Spojrzenie, Warszawa 2010.

Nowości
Pomyśl, że...
zolty better_m.jpg
Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę - Koh 3,1
Sonda
Jak często otrzymujesz odpowiedź na swoje modlitwy?
  
Czy Bóg jest drobiazgowy w oczekiwaniach wobec człowieka?
  
Webdesign Go3.pl