Strona główna arrow Nasze świadectwa arrow Kasia
Musisz tego posłuchać
Strona główna
Aktualności
Skrzynka intencji
Forum Duchowej Pomocy
Nasze świadectwa
Czytelnia
Galeria Sola Fide
Polecane strony
Sola Gratia
Napisz do nas
Multimedia
Zaloguj Się Wyszukaj Jeśli chcesz taki serwis
Często czytane:
Gościmy
Aktualnie jest 4 gości online
Licznik odwiedzin
odwiedzających: 2295255
Kasia PDF Drukuj E-mail

Image

 

Droga przez strach

Moja droga do Boga wiodła przez strach. Miłość i zachwycenie przyszły później, i to nie bez oporu. Ścieżkę strachu wydeptał w mym życiu diabeł. To on przychodził do mnie, odkąd pamiętam. Zawsze we śnie, a raczej na jawie – przy mojej całkowitej świadomości. I zawsze w sposób przerażający. To były fizyczne wręcz walki, choć toczyły się tylko w umyśle. Od dziecka męczył mnie i paraliżował. Bałam się zasnąć, przeczuwając, że jest już w drodze; bałam się zostać sama, wyczuwając, że już się obok czai; bałam się ciemności, bo intuicja podpowiadała mi, że jest jego królestwem. I żyłam z tym lękiem bardzo długo. Nocne wizyty zaczęły się nasilać. Nie było nocy bez niewyobrażalnego strachu, bez bitwy o życie, bez umierania, z którego w ostatniej chwili wyrywało mnie przebudzenie. Nie mogłam żyć i nie mogłam z tym walczyć, bo nie wiedziałam jak.

Nie wiedziałam, gdzie szukać ratunku. Zaczęłam od parapsychologii. Dostałam podręcznik pewnego kursu z „podwórka” New Age, który obiecywał rozwiązanie wszelkich problemów, ale kazał wpuścić do swego życia „przewodnika” –  ducha, który miał się materializować i wprowadzać mnie w tajniki. Choć kurs mamił władzą nad zdrowiem i intelektem, przerażał mnie ten warunek. Wtedy usłyszałam od koleżanki, której z trudem udało się wyrwać ze świata okultyzmu: „Nie rób tego. To świat iluzji. Nie da ci potem odejść”. Brzmiało to zbyt nieprawdopodobnie, by mój racjonalny umysł mógł to kupić, a jednak jakimś dziwnym trafem przyjęłam przestrogę. Odrzuciłam tę drogę. I wtedy wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko –  „to” dobijało się do mnie ze zdwojoną siłą.

Nie sposób opisać, co ze mną się działo. Byłam u granic wytrzymałości. Zawładnął mną paraliżujący lęk, ale nadal szukałam ratunku po niewłaściwej stronie. Właściwie nie ja szukałam...  „To” mnie znajdywało. Bioenergoterapia, wahadła, numerologia, tarot. Koszmar się wzmagał, a ja ciągle pytałam: dlaczego? Dziś wiem, że w inny sposób nie odpowiedziałabym na zaproszenie Boga. Musiałam się bać. W czasie gdy pękały już granice mej psychicznej wytrzymałości, dotarła do mnie koleżanka ze studiów, żona pastora. Nie widziałyśmy się prawie 10 lat, co więcej – na studiach zamieniłyśmy ze sobą może dwa słowa. To nie był przypadek. Kiedy opowiedziałam jej, co dzieje się z moim życiem, usłyszałam: „Módl się głośno. Krzycz, że kochasz Boga, że diabeł ma się wynosić z twojego życia”. I zrelacjonowała mi swoje doświadczenia – o dziwo, bardzo podobne!

To był pierwszy cud. Cud modlitwy. Pierwsza od miesięcy przespana noc. Nieprawdopodobnie zwyczajna noc. Powoli znikał lęk, wracał spokojny sen, odzyskiwałam siły do życia. Modlitwa, głośna i szczera, stała się moim sprzymierzeńcem, potrzebna mi była jak tlen. Rodziło się zaufanie do Boga, ale... Przyszedł czas na przyjęcie nowych zaskakujących prawd, zmianę życia, przewartościowanie wielu spraw. Pokutowały: mało religijne wychowanie, okrutnie racjonalna ocena świata i po prostu życiowa wygoda. Największą przeszkodą okazała się jednak Biblia, której autorytetu nie byłam w stanie uznać. Nasze rozmowy o wspaniałym Bogu i wspólne modlitwy ugrzęzły w martwym punkcie.

I wtedy nastąpił cud drugi. W moje ręce trafiła książka o sensacyjnym odkryciu w Biblii nadprzyrodzonego kodu. Odpowiednio czytany Stary Testament miał informować o wszystkim, co wydarzyło się na ziemi, nawet o dziełach Mozarta czy wynalezieniu żarówki. To przekonało mnie do Biblii jako czegoś więcej niż tylko religijnej księgi ze zmyślonymi historiami. I choć książka, która dokonała we mnie cudu okazała się zwykłą kabałą, nie zmieniło to już mego stosunku do Pisma Świętego. Dlaczego? Nie wiem. Po prostu ufałam już Biblii. Ruszyłam z miejsca, pochłaniałam prawdy, ale pojawiały się problemy z przestrzeganiem Słowa Bożego. Nie dlatego że byłam tak wygodna, lecz dlatego że pewne „przepisy” utraciły według mnie aktualność. Znów się zatrzymałam.

I przyszedł czas na cud trzeci. Kolejna rozmowa, taki sam opór z mojej strony i nagle to uczucie, trudne do opisania, całkowicie nadnaturalne. Poczułam, że coś mnie wypełnia, mój umysł i moje serce jakby słyszały głos: „To jest prawda. Moja prawda. Przyjmij ją. Już nie walcz, tylko to zaakceptuj”. Wtedy się na nowo narodziłam. Nie miałam więcej wątpliwości, choć mnożyły się pytania. Bynajmniej nie z przekory. Po prostu chciałam lepiej to wszystko zrozumieć. Pochłaniałam Biblię, mając pewność, którą dał mi Bóg, że nie ma innej drogi. Bez Jego pomocy nie zdołałabym przyjąć daru wiary, daru nieskończonej przyjaźni, daru wiecznego życia. I tylko wciąż zadaję sobie pytanie: jak to jest, że jedni słuchają i słyszą, a drudzy, słuchając, nic usłyszeć nie mogą? Zapewne pozostanie to na razie jedną z wielu tajemnic. Tak samo jak w naszych sercach pozostaną wytrwałe modlitwy, by jak najwięcej usłyszało i jak najmniej zapłakało potem nad tym, co utraciło.

Nowości
Pomyśl, że...
mlecz.jpg
Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej - Jana 15,10
Sonda
Jak często otrzymujesz odpowiedź na swoje modlitwy?
  
Czy Bóg jest drobiazgowy w oczekiwaniach wobec człowieka?
  
Webdesign Go3.pl