Hipokryzja jest jednym z najczęstszych powodów odrzucania przez ludzi chrześcijaństwa. Jak wykazują sondaże, te same osoby, które popierają tzw. wartości rodzinne, często maltretują swoje dzieci, zdradzają żony, a nawet są uwikłane w pornografię. Za to zawsze można spotkać je w kościele! Bo hipokryzję z natury wspiera legalizm, który wytwarza pewien system zachowań, by ukryć to, co jest wewnątrz człowieka.
Jezus bardzo poważnie traktował niebezpieczeństwo trującego legalizmu. To zagrożenie jest trudno uchwytne, nie daje się łatwo zidentyfikować, trudno z nim walczyć. Dlatego Chrystus tak zdecydowanie występował przeciw faryzeuszom. Legalizm stanowi obecnie takie samo zagrożenie, jakim był na początku naszej ery, choć przybiera nieco inne formy. Dlaczego jest tak groźny? Bo tam, gdzie się pojawia, umiera duchowość i ginie prawdziwa pobożność, która jest sednem ewangelii. Legalizm prowadzi do skupiania życia religijnego na obrzędach zamiast na bliźnim. To właśnie pragnął uzmysłowić żydowskim legalistom Jezus, gdy im wyrzucał: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności. Te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać”1. Ciekawe, że Jezus nie potępił obrzędów — przecież sam Bóg zlecił je narodowi hebrajskiemu. Potępił natomiast postawę ludzi, którzy ceremonie uczynili centrum pobożności, zapominając o drugim człowieku. Bo w centrum Bożego dzieła jest zawsze człowiek, a nie rytuał. Spełniona ofiara to nie cotygodniowa wizyta w kościele, lecz wypełnienie wezwania: „Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa, brońcie pokrzywdzonego, wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową!”2. Każda inna ofiara jest — jak ustami Izajasza mówi Bóg — daremna, a nasze święta i religijne uroczystości stały się dla Niego tylko ciężarem3. Na pokaz Wyrażanie miłości do Boga przekształca się u legalistów w chęć wywarcia wrażenia na innych. Jezus potępił przywiązanie faryzeuszy do tego, co zewnętrzne: „Oczyszczacie to, co jest na zewnątrz kubka i misy, ale to, co jest wewnątrz was, pełne jest łupiestwa i złości”4. Ludzie religijni obnosili się w tamtych czasach ze swym samoumartwieniem: mizerny wygląd miał dawać do zrozumienia, że poszczą, głowy posypane popiołem miały świadczyć o ich rozmodleniu, a paradowanie z przywiązanymi do czoła zawiniątkami z fragmentami Tory — o ich głębokiej pobożności. Ale w Kazaniu na Górze Jezus zdemaskował te niegroźne na pozór praktyki: „Gdy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak to czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. (...) A gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić się stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby pokazać się ludziom; (...) A gdy pościcie, nie bądźcie smętni jak obłudnicy; szpecą bowiem twarze swoje, aby ludziom pokazać, że poszczą. (...) Baczcie też, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi, aby was widziano; inaczej nie będziecie mieli zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie”5. Lew Tołstoj, który przez całe życie zmagał się z legalizmem, wiedział, jak słaba jest religia oparta na zewnętrznych przejawach. Uważał, że wszystkie systemy religijne mają tendencje do hołdowania ustalonym systemom norm zewnętrznych i do moralizatorstwa. Jezus przeciwnie — nie ustalił szczegółowego pakietu przepisów dla swych naśladowców, aby mogli ciągnąć satysfakcję z ich przestrzegania. Nigdy bowiem nie będzie można niczego osiągnąć wobec tak radykalnych wymagań jak te dwa: „Będziesz miłował Pana Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej”6; „Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest”7. Jak wyrażać miłość do Boga i jak być doskonałym? Tyle błędnych zachowań przetoczyło się już na tym polu przez chrześcijaństwo! A odpowiedź jest taka prosta. Podał ją Jezus, opowiadając historię o miłosiernym Samarytaninie8. Bogu najlepiej oddaje się cześć przez czyste i współczujące serce. Ot, co znaczy być doskonałym — kochać nawet nieprzyjaciela9. A my, współcześni chrześcijanie? Grzeszymy pychą i wyniosłością. Brukamy religię pomstą i nienawiścią, ciągłą żądzą rozliczeń. Nie ustaniemy, póki nam się nie wypłacą co do ostatniego... A wszystko to czynimy z uniesionym sztandarem, na którym wyryto: w imię wartości chrześcijańskich! O, jak smutna to pomyłka! Zero tolerancji Kiedy litera prawa zaczyna dominować nad jego duchem, przybiera postać skrajności i prowadzi do poszerzania pola nietolerancji, a czasem budzi potwora ekstremizmu. Przestrzeń dla wolności, którą pozostawił swym uczniom Chrystus, zostaje zajęta przez tysiące drobiazgów, które mają prowadzić do „doskonałości”. To miał na myśli Jezus, gdy oskarżał faryzeuszy: „Biada, bo obciążacie ludzi brzemionami nie do uniesienia”10. Wszystko, co za pośrednictwem Mojżesza powiedział Bóg, uczeni w Piśmie mogli ulepszyć. Sabat, który miał być dniem odpoczynku fizycznego i psychicznego, czasem odnowy duchowej przez szczególną łączność ze Stwórcą, religijni przywódcy uczynili niemożliwym do zachowywania, nie mówiąc już o czerpaniu z tego święta radości. Nie wolno było podnieść owocu, który spadł z drzewa, bo tłumaczono to jako żniwa, czyli pracę; zabronione było spożywanie jaj, które kury zniosły w sabat; noszenie sakiewki uznawano za pracę; grzechem było leczenie i używanie w sabat lekarstw; kobieta nie mogła w tym dniu przeglądać się w lustrze (co by się stało, gdyby ujrzała siwy włos i uległa pokusie wyrwania go?). Od rabinicznych poprawek nie były też wolne inne sfery życia. Rabin Eliezer zwany Wielkim określił na przykład, jak często może uprawiać ze swą żoną seks zwykły robotnik, poganiacz osłów i żeglarz. Trzecie przykazanie: „Nie nadużywaj imienia Pana Boga twego”11 stało się zakazem używania imienia Pana w ogóle i do dziś Żydzi uważani za bardzo pobożnych piszą B–g zamiast Bóg i nigdy nie wymawiają tego słowa. Przykazanie: „Nie cudzołóż” rozszerzono na zakaz rozmawiania z zamężnymi kobietami, a nawet patrzenia na nie. Religijni przywódcy Izraela skupili się na ulepszaniu Pana Boga, doskonaleniu formy oraz mnożeniu zakazów i nakazów, gubiąc ducha i sens swej religii. Zresztą podobnie czynili potem zagubieni chrześcijanie, gdy udawali się do zakonów, żywili się tylko chlebem i wodą, nosili jedynie przepaski na biodrach splecione z cierni czy też izolowali się jak Szymon Słupnik, który spędził na szczycie słupa 37 lat, padając codziennie na twarz 1244 razy. A Jezus? Jak się zachowywał? Nie silił się specjalnie na szacunek dla tych frędzelków od zakonu. Uzdrawiał w sabat, pozwalał uczniom łuskać ziarno na polu, gdy byli głodni, rozmawiał z kobietami, jadł z nieczystymi. A to wszystko przysparzało Mu niemało kłopotów. Zresztą nie krytykował faryzeuszy za skrajności same w sobie, bo pewnie nie zawracał sobie głowy tym, co jedzą i ile razy myją ręce, ale martwił się, że taką postawę — postawę koncentracji na błahostkach — narzucają innym. Ci sami nauczyciele, którzy oddawali tak skrupulatnie dziesięcinę z przypraw kuchennych, nie mieli nic do powiedzenia o niesprawiedliwości i ucisku w Palestynie. A kiedy Jezus uzdrowił chorego w sabat, Jego krytykom bardziej zależało na legalności procedury niż na chorym człowieku. Swe koszmarne oblicze legalizm całkowicie odsłonił podczas egzekucji Jezusa. Planując największą zbrodnię w historii, Jego oskarżyciele zrobili wszystko, by zdążyć przed Paschą i nie złamać przepisów sabatu — legalistycznej procedurze stało się zadość! Wiele mówimy dziś w Kościołach na temat fryzur, biżuterii czy muzyki, ale mało uwagi poświęcamy potrzebującym. Jesteśmy często zbyt zajęci mierzeniem długości spódniczek, by myśleć o głodzie na świecie. Na tle jakich błahostek mamy dziś obsesję, a jakich ważnych kwestii prawa — miłosierdzia, sprawiedliwości i wierności — nie dostrzegamy? Czy Boga bardziej obchodzą kolczyki w nosie, czy moralny upadek zeświecczonych ludzi? Muzyka alternatywna czy głodne dzieci na ulicy obok? Sposób uwielbiania czy plotkarstwo, nienawiść i obojętność? Oto prowokacja, do jakiej kilkakrotnie uciekał się jeden ze współczesnych mówców chrześcijańskich, Tony Campolo, podczas spotkań z młodzieżą akademicką: „W raporcie ONZ stwierdzono, że ponad 10 tys. ludzi umiera z głodu każdego dnia, a większość z was gówno to obchodzi! Ale o wiele tragiczniejsze jest, że większość z was daleko bardziej przejęła się tym, że właśnie powiedziałem gówno, niż faktem, że dziś umrze z głodu kolejne 10 tys. ludzi”. I rzeczywiście — niemal w każdym przypadku Campolo dostawał list krytykujący jego ordynarny język. Nigdy słowem nie wspomniano o głodzie. Dumni i samowystarczalni Legalizm zaszczepia w człowieku poczucie dumy. Prowadzi do przekonania o własnych zasługach przed Bogiem i do pychy konfesyjnej. To nie tyle syn marnotrawny z przypowieści Jezusa się zagubił, co jego starszy brat, przekonany o swej wyższości, o tym, że już sobie na wszystko zasłużył, zapracował. Młodszy syn nie miał żadnych podstaw do duchowej dumy. Przegrał według wszelkich norm duchowego współzawodnictwa. Mógł polegać jedynie na łasce. Oczywiście Boża miłość i przebaczenie ogarniały również starszego syna, ale ten był zbyt zajęty porównywaniem się z bratem utracjuszem i wywyższaniem się, by odkryć prawdę o sobie. Jak stwierdził Henri Nouwen w Powrocie syna marnotrawnego, „trudno precyzyjnie określić zagubienie rozgoryczonych »świętych«, ponieważ wiąże się ściśle z pragnieniem bycia dobrym i cnotliwym”. Nouwen, który całe życie skupiał się na tym, by nie popełniać błędów, unikać pokus i być wzorem dla innych, wyznaje: „Im bardziej zastanawiam się nad starszym synem, tym wyraźniej postrzegam, jak głęboko zakorzeniona jest we mnie ta forma zagubienia i jak trudno jest stamtąd powrócić do domu. Powrót do domu ze zmysłowej eskapady wydaje się znacznie łatwiejszy od powrotu z krainy zapiekłego gniewu, która rozciąga się w najgłębszych zakamarkach mej istoty”. Duchowe gry, w które bawimy się, a które w wielu przypadkach zaczynają się od najlepszych motywacji, mogą chytrze odwieść nas od Boga, ponieważ w rzeczywistości odwodzą od łaski. To nie tyle poprawne zachowanie, co raczej upamiętanie prowadzi do ogrodu łaski i pozwala nam odpowiedzieć na miłość Boga. Bo przeciwieństwem grzechu nie jest cnota, a łaska. Rozwiązaniem kwestii grzechu nie jest narzucanie coraz bardziej wymagających norm zachowania, lecz poznanie Boga. Jak słusznie zauważa Philip Yancey, legalizm stoi niczym sekspanienka na poboczu wiary, kusząc nas łatwiejszym rozwiązaniem. Nie może jednak dać tego, co najważniejsze, a o czym pisał apostoł Paweł do współczesnych mu legalistów: „Albowiem Królestwo Boże to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym”12. Na pierwszy rzut oka legalizm wydaje się trudny w praktyce, dlatego legaliści budzą często podziw swą skrupulatnością i osiągniętym „poziomem duchowym”. Ale w rzeczywistości to wolność w Chrystusie jest trudniejszym sposobem życia. Bo stosunkowo łatwo jest nie mordować, ale dużo trudniej wyjść do ludzi z miłością. Łatwo chodzić do kościoła co tydzień, ale trudno kroczyć z Bogiem na co dzień. Łatwo pamiętać swoje osiągnięcia, ale trudno naprawiać zaniedbania. Tymczasem prawdziwa duchowość to świadomość tego, co się zaniedbało, a nie tego, co się osiągnęło. K.S. [Cytaty i główne myśli pochodzą z książki Philipa Yanceya Zaskoczeni łaską, Wydawnictwo Credo, Katowice 2003] 1 Mt 23,23. 2 Iz 1,17. 3 Zob. Iz 1,13-14. 4 Łk 11,39. 5 Mt 6,2.6.16.1. 6 Mt 22,37. 7 Mt 5,48. 8 Łk 10,29-37. 9 Zob. Łk 6,27-36. 10 Łk 11,46. 11 Wj 20,7. 12 Rz 14,17. |