Twoje serce to płótno. Jest na nim portret Boga. Czy to piękny obraz? Czy na pewno chciałbyś być taki jak ten Bóg, którego obraz masz w swojej głowie? Kim On jest, gdy patrzysz oczyma duszy? Co widzisz, co czujesz, gdy myślisz o Bogu?
Niechrześcijańska alternatywa Spotkałem kiedyś pewnego człowieka na lotnisku w Indiach, który uważał, że wie, kim jest Bóg. Ten dżentelmen miał skupiony wyraz twarzy, na sobie bardzo kolorową szatę i turban. Kiedy usiadł obok mnie i zaczął czytać książkę o tematyce religijnej, moja ciekawość zaczęła gwałtownie rosnąć. Próbowałem sobie wyobrazić, w co on wierzy. - Proszę pana - zacząłem ostrożnie - czy nie miałby pan nic przeciwko, gdybym zadał panu pytanie? - Ależ nie, bardzo proszę - padła przyjazna odpowiedź z jego strony. Odprężyłem się. - Zwróciłem uwagę na pańskie charakterystyczne ubranie i książkę, którą pan czyta. Czy jest pan człowiekiem religijnym? - Tak, jestem. Właściwie bardzo religijnym człowiekiem. Jestem mnichem w Kościele uniwersalistycznym. Całe moje życie poświęcam na studiowanie o Bogu. - O, to ciekawe - powiedziałem. - A co dokładnie pan sądzi o Bogu? Kim On jest? - To proste pytanie i będzie mi bardzo miło na nie odpowiedzieć, chociaż powinien pan był zapytać czym jest Bóg, nie kim. Bóg to Tworzenie, Organizacja i Destrukcja. Bóg jest uniwersalną energią, która wytwarza wszystkie formy życia. Ten sam Bóg-energia stwarza warunki do rozwoju dla tego, co żyje. I w końcu, Bóg niszczy też wszelkie życie. Nie mogłem się powstrzymać i drążyłem dalej: - Czy ten Bóg jest osobą, która ma umysł i serce? - Nie, nie, ależ skąd - zaśmiał się. - Bóg jest zbyt bezwzględny i zuchwały, by mógł być osobą. A ty? Jaki obraz Boga masz przed sobą, gdy o Nim myślisz? Czy jest kimś bezmyślnym, bezlitosną energią z okrucieństwem realizującą program rozwoju, a później destrukcji? Gdy byłem w Indiach natknąłem się na jeszcze inny obraz Boga. Kiedyś przechodziłem obok kaplicy, w której zainstalowano głośnik. Wszędzie słychać było monotonne śpiewy religijne, które miały przyciągnąć ludzi. Zatrzymałem się, by popatrzeć, jak wierni składali ofiary z pożywienia, kwiatów i pieniędzy przed posążkiem zrobionym z papieru i gipsu. Gdy zapytałem o tożsamość tego boga, usłyszałem: - To jest Kali, bogini destrukcji. Dary są składane po to, by uspokoić jej gniew i otrzymać zapewnienie, że nic tragicznego nie spotka danego wyznawcy. Kali jest tylko przykładem jednego z wielu bogów, których boskość jest rozumiana w taki sposób. Większość z nich jest bezwzględnie okrutna, albo - w najlepszym razie - jest to mieszanka litości i okrucieństwa. Tacy bogowie wiele wymagają i niewiele dają. Wyznawcy ciągle dążą do tego, by złagodzić gniew bogów poprzez ceremonie religijne, opłaty lub dobre uczynki. Co dziwne, bogowie wymagają dobroci, choć sami tacy nie są. Dokładnie notują każdy zły uczynek i za pomocą karmy sprawiają, że złoczyńcy doświadczają w zamian złych rzeczy. Jest to odpłata. Jeśli będziesz dobrze czynić, być może doświadczysz dobrych rzeczy. Życie jest niekończącym się wysiłkiem, by być na tyle dobrym, żeby mieć udział w wyższym stopniu reinkarnacji, w procesie uświęcania się. Jeśli umrzesz w stanie nieuświęconym, miałeś pecha. Spodziewaj się, że swoje kolejne życie rozpoczniesz od niższego stopnia - prawdopodobnie jako osoba upośledzona lub ukarana ubóstwem, a może nawet jako zwierzę lub robak godny pogardy. Chrześcijański problem Ktoś, kto przeczyta takie słowa, może pomyśleć: „Te religie pogańskie - co za kompletna bzdura! Tak się cieszę, że jestem chrześcijaninem”. Hurra chrześcijanie? Niezupełnie! Szkoda, że nie możemy stwierdzić z doskonałą pewnością siebie, ż chrześcijaństwo jest odporne na błędne koncepcje dotyczące Boga. Niestety, tak nie jest. Kiedyś moja znajoma, chrześcijanka, przechodziła przez bardzo stresujący etap w swoim życiu. Zaproponowałem jej wspólną modlitwę, by szukać Bożego prowadzenia i pomocy. Najpierw ja się pomodliłem. Kiedy wypowiedziałem amen, czekałem, aż ona zacznie się modlić. Milczała. Wreszcie otworzyłem oczy. Drżała. - Czy wolisz nie modlić się? - zapytałem. - Chcę się modlić - wyjaśniła - ale nie potrafię modlić się do Bog jako Ojca, tak jak ty to zrobiłeś. Czułabym się lepiej, gdybyśmy mogli pomodlić się do Jezusa. - Dlaczego? - zapytałem. - Sądzę, że Ojciec nie odpowie na moje modlitwy. Moje życie rozpada się dlatego, że jestem przez Niego ukarana za grzechy. Ale wiem, że Jezus jest pełen współczucia. Mam nadzieję, że On powstrzyma gniew Boży, zanosząc błagania w moim imieniu. Niektórzy ludzie postrzegają Boga jako bezwzględnego władcę wyposażonego w supermoc, który ma sadystyczną przyjemność w zadawaniu nam bólu. Ludzie sądzą, że to Bóg jest autorem planu, według którego cierpienie jest dla nas karą za grzechy. Albo jeszcze gorzej: cierpimy jedynie dlatego, że Bóg ma z tego satysfakcję A Jezus jest tym dobrym, który być może przekona Boga Ojca, by był łagodniejszy i życzliwszy. Słyszałem kiedyś historię o człowieku, chrześcijaninie, który padł ofiarą poważnego wypadku po tym, jak zdenerwował się na swoją żonę. Gdy leżał na szpitalnym łóżku, jego cudowna żona, chrześcijanka, oznajmiła mu, że Bóg z pewnością skierował jego samochód na nadjeżdżającą ciężarówkę, by w ten sposób ukarać go za wybuch złości wobec niej. Duchowny, który był tam z wizytą, powiedział: - Amen! Bóg dobrze wie, co nam pomoże opamiętać się. Pacjent na łóżku obok zapytał: - Zastanawiam się, za co został ukarany ten facet w ciężarówce? I w takim razie za co ja jestem ukarany? Czy mógłby ksiądz poprosić Boga, by odrobinę wyluzował? Teraz popatrzmy na inny przykład. Mój znajomy Danny. Chrześcijaństwo to jedyna religia, jaką zna. Od wielu lat jego życie polega na pojawianiu się i znikaniu. Co jakiś czas wynurza się ze swego uzależnienia od narkotyków i seksu. Gdy ostatnim razem widziałem Danny'ego, miał łzy w oczach i otworzył swoje serce przede mną. - Po prostu nie potrafię wytrwać - powiedział mi drżącymi ustami. - Za każdym razem, gdy zdecyduję, że oczyszczę się i poddam moje życie Chrystusowi, czuję się bardzo dobrze. Mam pokój. Wiem, że taka decyzja jest słuszna. Wiem, że to jest to, czego pragnę. Ale po kilku tygodniach, a najdalej po miesiącu czy dwóch, łapię się na tym, że się objadam albo mam lubieżne myśli, albo jestem na kogoś wściekły. Wiem, że Biblia potępia obżarstwo i mówi o tym, żeby nasze myśli były czyste. Kiedy nie udaje mi się i zawodzę, wiem, że Bóg nie może tego tolerować. Czuję się przez Niego potępiony i odrzucony. Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, jak On może mnie wciąż kochać, gdy ja marnuję szansę. Gdybym tylko mógł przestać grzeszyć, wiem, że On zaakceptowałby mnie. Niemało chrześcijan czuje się dokładnie tak jak Danny. Bóg akceptuje tych, którzy są na tyle poprawni, by zdobyć Jego przychylność, ale czeka i obserwuje gotów potępić tych z nas, którzy próbują wziąć się w garść. Dobrze znany mówca radiowy wydedukował, że chrześcijańskie poselstwo sprowadza się do jednego podstawowego pewnika: jeśli nie odwrócisz się, zginiesz. To jego motto. Nazywa to ewangelią, co znaczy dobra nowina. Na tej podstawie ów mówca rozwijał swą myśl na antenie: „Odwróć się od grzechu, zaakceptuj Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela, bo w przeciwnym razie Bóg uwięzi cię w płomieniach, które będą palić cię przez całą wieczność. Radziłbym, byś wziął się w garść, i to szybko, grzeszniku. I nie zapomnij - Bóg cię kocha”. Nie są to jakieś skrajne poglądy wyrażane przez niewielką grupę „stukniętych” chrześcijan. Większość wiernych Kościoła powszechnego rzeczywiście wierzy, że Bóg obecnie torturuje miliony zmarłych ludzi w piekle. I tak będzie zawsze. Pan Bóg będzie codziennie wrzucał nowe ofiary w płomienie. Ateizm, czyli trzecie wyjście Niektóre teologiczne poglądy sprawiają, że ateizm zdaje się być właściwą drogą. W przeciwieństwie do powszechnej opinii chrześcijan ateizm wcale nie jest najgorszą rzeczą na świecie. Jest tym niewłaściwie pojęta religia! A w zakresie niewłaściwego pojmowania religii niewłaściwe pojmowanie chrześcijaństwa jest czymś nagminnym. Powód jest prosty. Jeśli ci, którzy twierdzą, że znają Boga najlepiej, tak naprawdę Go nie znają, wówczas nieuniknionym skutkiem jest błędne zrozumienie Bożego charakteru. Wybitni historycy sugerują, że ateizm równie dobrze może być dzieckiem średniowiecznego Kościoła i narodził się jako reakcja na groteskowy obraz Boga tamtej epoki. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Z całą pewnością pogląd, że nie ma Boga, jest czymś zniechęcającym i przygnębiającym. Jeśli nie ma Boga, to nie ma dla nas przyszłości poza tym życiem A co gorsze, nasze „tu i teraz” jest bez znaczenia. Skoro tak, to życie jest jak zwierzęca szarpanina – to desperacka chęć przetrwania wynikająca z egoistycznych pobudek. Ale zaraz, zaraz... Przynajmniej kiedy się to wszystko kończy, to naprawdę się kończy. Ateizm nie jest więc gorszym scenariuszem. Istnieje, jak już wiemy, wyobrażenie przyszłego świata znacznie bardziej przeszywające duszę niż to, że nie ma Boga. I to nie jest jedynie ponura perspektywa - to jest stanowczo przerażająca perspektywa. Jeśli jest jednak jakiś Bóg? Rzeczywista, ponadprzeciętna istota gdzieś tam, ale niecałkowicie dobra? A jeśli On jest mieszanką dobra i zła? Jeśli jest nie do przewidzenia? Jeśli jesteśmy sami w tym wszechświecie, to jest to dla nas zła wiadomość, ale jeśli wszechświatem rządzi wszechpotężna istota, która w jakimkolwiek stopniu odbiega od doskonałej dobroci, to jest to przerażająca wiadomość! Nawet w najciemniejszych zakamarkach ludzkiej wyobraźni nie mógłby powstać bardziej koszmarny obraz. Śmierć byłaby więc korytarzem wiodącym przed oblicze Tego, któremu moglibyśmy służyć tylko jako niewolnicy albo gardzić Nim jako buntownicy. Takie życie po śmierci otwierałoby przed nami niepewne królestwo dyktatury. Znaleźlibyśmy się w sytuacji bez odwrotu, pod kontrolą Tego, któremu nigdy nie moglibyśmy zaufać. A prawdziwa miłość, za którą nasze serca tak bardzo tęsknią, okazałaby się całkowicie niemożliwa. Czysta prawda Nasz świat jest pełen dobrze znanych obrazków z wizerunkiem Pana Boga. Każdy jest niczym odbity w krzywym zwierciadle. Tylko w Chrystusie wizerunek Boga jest doskonale przejrzysty. Tuż przed ukrzyżowaniem Jezus rozmawiał z Bogiem w wyjątkowo znaczącej modlitwie. Nasz Zbawiciel wypowiedział słowa dotyczące życiodajnej natury Jego misji na ziemi, jako Bóstwa w ciele. Tutaj, jak w żadnym innym miejscu w Piśmie Świętym, zostajemy wprowadzeni do dyskretnego miejsca, w którym odczuwamy świętość myśli i celu istnienia. Jezus rozpoczął swoją gorącą modlitwę od podania definicji życia wiecznego, które przyszedł dać: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego, prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (1). Zauważmy, że Jezus nie zdefiniował życia wiecznego pod względem długości trwania, ale raczej pod względem jakości. Nie powiedział, że życie wieczne oznacza życie bez końca. To oczywiste - życie wieczne przecież musi dotyczyć jakiejś bezkresnej długości życia. Ale Jezus powiedział: Życie wieczne polega na tym, że znamy jedynego, prawdziwego Boga, tak jak został ukazany w Tym, którego posłał – w Jezusie Chrystusie. Dlatego właśnie apostoł Jan mógł powiedzieć, że życie wieczne jest czymś, co wierzący człowiek posiada w swoim obecnym życiu: „(...) abyście wiedzieli, że macie [czas teraźniejszy] żywot wieczny” (2). Możemy mieć życie wieczne tu i teraz, ponieważ życie wieczne to rodzaj życia, które swą istotę zawdzięcza znajomości Boga. Zrozumienie kim jest Bóg i poznanie Jego prawdziwego charakteru, odmiennego od wszystkich nieprawdziwych obrazów, to psychologiczna i emocjonalna podstawa, na jaką składa się życie wieczne. Znajomość Boga sprawia, że dusza zostaje wyleczona ze wszystkich chorób. Świadomość, że Ten, który nas stworzył, Ten, który jest w swej naturze nieskończenie dobry, i w końcu Ten, od którego jesteśmy zależni, jest źródłem pokoju wykraczającego poza ziemskie zrozumienie nadaje naszemu życiu inną jakość. Z drugiej strony, wszystkie nieprawdziwe wyobrażenia o Bogu są destruktywne dla duszy, niszczą piękno i osłabiają sens życia. Gdy Jezus modlił się, powiedział coś zdumiewającego o charakterze Boga: „(...) że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś” (3). Tu jest serce Boga. Tu jest Jego łaska. On kocha upadłych grzeszników, takich jak ty i ja, tak samo mocno, jak kocha Jezusa - Tego, który był bezgrzeszny. Czy zdajesz sobie sprawę, co to znaczy? Jeśli Bóg kocha ciebie i mnie, upadłych grzeszników, z taką samą gorliwością i głębią, z jaką kocha Jezusa, to w takim razie jedynym podsumowaniem może być stwierdzenie, że Jego miłość musi przewyższać ciemną rzeczywistość naszej grzesznej natury. Nasz grzech nie zmienia, nie odpycha Jego miłości, nie jest przyczyną jej ograniczenia. Ta niezmienna, nieśmiertelna miłość nie może być stłamszona przez brzydotę grzechu. To ta miłość jest z pewnością źródłem wszelkich dobrych uczynków i zapewne jest jedynym źródłem, dzięki któremu dobre uczynki, jeśli naprawdę są dobre, mogą zaistnieć w naszym życiu. Ponieważ Bóg kocha nas wraz z naszą grzeszną naturą tak mocno, jak mocno kocha Jezusa z Jego bezgrzeszną naturą, musimy uwierzyć, że Jego miłość jest stałą, nienaruszalną rzeczywistością i nie zależy od tego, jak dobrymi ludźmi jesteśmy. Ostatnie słowa modlitwy Jezusa wskazują na zasadniczy problem tego świata i podkreślają zbawienne rozwiązanie Boga: „Ojcze sprawiedliwy! I świat cię nie poznał, lecz Ja cię poznałem i ci poznali, że Ty mnie posłałeś. I objawiłem im twoje imię, i objawię, aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i Ja w nich’ (4). Jezus zwraca się do Ojca jako do sprawiedliwego, co oznacza, że na Jego charakter składają się takie cechy jak dobroć i miłość. Bóg jest piękny. Jego serce wypełnia tylko bezgraniczna miłość. Tak Syn Boży postrzega swojego Ojca. Jednak Zbawiciel rozpacza nad tym, że świat nie widzi Boga w takim świetle. Ludzkie istoty przeważnie nie wiedzą, kim jest Bóg ani jaki On jest. Widzimy Boga przemocy, który według własnego uznania narzuca swoją wolę. Widzimy Boga, który odkręca i zakręca kranik z miłością, uzależniając to od naszych sukcesów bądź niepowodzeń. Widzimy Boga, który aranżuje bolesne dla nas tragedie. Widzimy Boga, który tylko czeka, żeby kogoś ukarać i niechętnie przebacza. W naszej zaburzonej z powodu grzechu wyobraźni widzimy brzydkiego, nieatrakcyjnego Boga, którym możemy pogardzać ze złośliwością godną buntowników albo służyć mu ze strachu niczym niewolnicy. Ale mimo to jest Światło, które rozjaśnia naszą ciemność. Jest Ktoś, kto zna Boga i sprawił, że inni Go poznali. Zastanawiając się nad sensem tej niepewnej wyprawy na ziemię, Jezus podsumował swoje chwalebne osiągnięcia takimi słowami skierowanymi do Ojca: Oni nie wiedzą, jaki jesteś naprawdę, ale ja wiem i przedstawiłem im Ciebie. Zrobiłem to po to, żeby oni mogli doświadczyć Twojej miłości, tak jak Ja jej doświadczyłem. Tymi słowami modlitwa się kończy. Jego misja jest bezbłędnie zdefiniowana. Wszystkie cudowne uzdrowienia w trakcie trwania misji Zbawiciela, wszelkie nauczanie, dotykanie i troska, wszelka lekkomyślna łaska i ostrożna sprawiedliwość, a wreszcie niesamolubne poświęcenie na krzyżu - wszystko to było zaplanowane po to, by objawić przejmujące piękno Bożego charakteru wypełnionego miłością. [Opr. K.S. na podstawie książki: Ty Gibson, Spójrz nowymi oczyma. Zdumiewające piękno Bożego charakteru, Wydawnictwo Orion Plus, Radom 2005] 1. J 17,3 2. J 5,13 3. J 17,23 4. j 17, 25-26 |