Kim jesteś? To rutynowe pytanie wschodnich guru. Zadając je, są pewni, że zdobędą przewagę nad adeptem, gdyż dobrej odpowiedzi nie ma. Co bowiem można odpowiedzieć? Jestem synem Jana i Małgorzaty? Źle. W ten sposób tylko określam swój stosunek do innych. Studentem? Źle. Blondynem? Jeszcze gorzej. Światło mojej świadomości wydobywa z mroku różne przedmioty. Nie mogę jednak zobaczyć samego siebie, tak jak latarka nie może samej siebie oświetlić.
Ludzie nie dostrzegają Boga i nie dostrzegają własnego „ja”. Utożsamiają się z rolą społeczną, pracą, ilością posiadanych pieniędzy. To wszystko bożki. Dopiero kiedy staniemy się ubodzy duchem i czystego serca, kiedy odrzucimy wszystkie pozory i zejdziemy w głąb samych siebie, okaże się, że spoczywamy w Bogu, a z naszego wnętrza płyną strumienie wody żywej. Bo ludzka świadomość jest zjawiskiem duchowym. Nie da się jej poznać metodami nauk empirycznych. Można badać zachowanie człowieka, a nawet manipulować nim, jednak samo „ja” pozostaje poza zasięgiem. Ono jest w ukryciu, gdzie widzi je tylko Ojciec1.
Wola Ojca
Jeśli kontakt z Bogiem nawiązujemy w bezsłownej głębi Ducha, to czy każdy z nas może mieć własną religię na prywatny użytek? Czy trwanie we wspólnocie i czytanie Biblii ma sens? Wielu uważa, że nie. Ruch New Age głosi, że każdy człowiek jest bogiem. Nauki humanistyczne z kolei traktują religię wyłącznie jako zjawisko społeczne i tylko warunkami społecznymi wyjaśniają jej powstanie. Ale jedni i drudzy są w błędzie spowodowanym zbyt uproszczonym rozumieniem człowieka. Bez świadomości nie ma osoby ludzkiej, jednak czysta świadomość to za mało, żeby funkcjonował człowiek. Potrzebne są jeszcze myśli, zasady moralne, przekonania, wiedza. Wszystko to jest wspólne ludziom i jest nazywane kulturą. Kultura powinna wskazywać na Boga, który widzi w ukryciu. Jeśli wskazuje gdzie indziej, mamy do czynienia z rozdarciem, chorobą osoby ludzkiej. A Bóg nie chce, żebyśmy byli chorzy, dlatego przychodzi do nas zarówno w duchowej głębi w osobie Pocieszyciela, jak i poprzez kulturę — jako Słowo Boże. Nie da się uznać religii za fakt wyłącznie społeczny ani wiary za prywatną sprawę. Jedno jest związane z drugim. „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie”2. Chrystus i fałszywe „ja” Podczas nocnego spotkania z Nikodemem Jezus pouczył go, że każdy powinien narodzić się na nowo z wody i Ducha Świętego3. Myśl tę kontynuuje apostoł Paweł, pisząc do Efezjan: „zewleczcie z siebie starego człowieka”4, zaś do Galacjan o sobie: „żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”5. Co to znaczy? Na świat przychodzimy wyposażeni w czystą świadomość i wolną wolę, a to, co będziemy myśleć i jakie normy moralne wyznawać, zależy od tego, czego nas nauczą inni ludzie. W świecie panuje duchowy chaos i w miarę dorastania ten chaos przenosimy do naszych głów. Mamy wzajemnie sprzeczne i często szkodliwe dla nas poglądy. Tworzymy zbitkę myśli, która zmusza do szukania oparcia w pozycji społecznej, pieniądzach, akceptacji innych. Zbitkę tę mylnie uważamy za siebie samych. Jest ona dla nas najczęściej źródłem udręki. Można ją nazwać fałszywym „ja”. Wyzwolenie z fałszywego „ja” powoduje, że rodzimy się na nowo i odczuwamy przepływającą Bożą moc. Darwinowski relatywizm
Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie: kim jestem? Można nad tym pytaniem medytować, jak czynią to wschodni mędrcy, można też je w ogóle odrzucić i wykpić, jak to czyni darwinowska filozofia. Wobec akceptowanego w mediach poglądu, że darwinizm jest nauką, niewiele osób zdaje sobie sprawę, że poza badaniem pochodzenia gatunków zajmuje się on również formułowaniem daleko idących wniosków filozoficznych, które przedstawiane są publiczności jako „osiągnięcia naukowe” Darwinizm ulega różnym modom. Moda, zapoczątkowana książką Dawkinsa Samolubny gen, sprowadza się do szczególnie radykalnej filozofii. Na jej gruncie darwiniści przyjmują dwojaką postawę wobec „ja”. Pierwsza w ogóle neguje jego istnienie. Świat i przyroda są całkowicie bezduszne, a to, że niektórym wydaje się, że istnieją, jest złudzeniem. Zgodnie z drugim stanowiskiem, odrzuca się sam problem. Ponieważ „ja” nie można poddać empirycznej weryfikacji, więc nie ma o czym dyskutować. Zgodnie z darwinowską filozofią, ewolucja toczy się w interesie genów, które nie mają ani woli, ani celu, ani świadomości. Po prostu bezmyślnie powielają się. Troska o dzieci to efekt samolubstwa genów. Poświęcenie dla bliźnich — to samo. Egoizm? To samo. Dzieła sztuki nie są niczym szczególnym, to efekt replikacji. Wiara — to samo. Brak wiary? To samo. Fundamentem darwinowskiej filozofii jest dogmat o absolutnej bezcelowości i bezsensowności wszystkich zdarzeń. Jeśli czegoś chcemy lub coś czujemy, to w istocie nie my, lecz geny za naszym pośrednictwem. One jednak niczego świadomie nie odczuwają, więc i nasze przeżycia nie są realne. Darwinowska filozofia wymaga przyjęcia kilku założeń. Bóg nie istnieje. Duchowość nie istnieje. Nic nie ma celu. Nic nie ma sensu. Kiedy się już te założenia opanuje, można snuć dywagacje na dowolny temat. Konstrukcja ewolucjonistycznych książek jest zawsze taka sama. Kilka ciekawych spostrzeżeń, a potem ciąg dywagacji. Boża normalność
Chcemy czy nie, darwinizm brutalnie ingeruje w naszą psychikę. Poddawani indoktrynacji przez szkołę i media próbujemy znaleźć jakiś kompromis między teorią ewolucji a wiarą w Boga. Taki kompromis nie jest możliwy. Nie ma połowy drogi między wiarą w sens a wiarą w bezsens. Ze szkoły wynosimy dogmatyczną wiarę w prawdziwość teorii ewolucji, a jednocześnie wiemy, że istnieje Bóg. Prowadzi to do dotkliwego braku harmonii w naszych głowach. Ludzie różnie radzą sobie z tym problemem. Jedni odrzucają Boga i zaczynają Go bezmyślnie atakować. Inni dystansują się od wszystkiego, popadając w agnostycyzm. Jeszcze inni usiłują pogodzić wiarę z teorią ewolucji, czemu z kolei starają się zapobiec darwiniści, hałaśliwie obrażając wierzących. Tymczasem droga do pokoju serca wiedzie przez zrozumienie, że darwinizm jest tylko jedną z wielu filozofii, której ranga została sztucznie rozdęta przez system edukacji i laickie media. Pewne obserwacje zostały poddane filozoficznej interpretacji w duchu nihilistycznym. Możliwa jest inna interpretacja. Jaka? To już nie nasz problem, tylko naukowców, którzy na szczęście mają różne poglądy. Zmuszanie ludzi, aby we własnym sumieniu rozstrzygali spory naukowe, to fakt bez precedensu w historii. Nie ma powodu, byśmy ten fakt akceptowali. Spójrzmy na to tak. Gdyby Richard Dawkins miał jakiekolwiek dowody na poparcie swojego ateizmu, nie wykupywałby powierzchni reklamowej na autobusach. Po co by była prawdziwemu uczonemu dyskusja na poziomie gazetowo-plakatowym? Możemy spokojnie powrócić do Bożej normalności, która panuje, gdy czytamy Biblię i słuchamy Pocieszyciela, mówiącego z głębi naszego serca. Na pytanie: kim jestem? nie musimy odpowiadać: jestem złudzeniem albo: nie ma mnie. Możemy odpowiedzieć: jestem osobą pozostającą w relacji z Bogiem, moim Ojcem. I to jest właśnie normalność. Marek Błaszkowski 1 Zob. Mt 6,4.6. 2 Mt 7,21. 3 Zob. J 3,3.5. 4 Ef 4,22. 5 Ga 2,20. |